Paulina Okurowska zajmuje tak specjalne miejsce w moim mozaikowym życiu, że opowieść o niej musi być opowieścią w odcinkach.
Poznałyśmy się na warsztatach mozaiki organizowanych w Sztukarni. Chociaż Paulina przyjeżdza do Polski na wakacje (czytaj: wypocząć), znajduje jednak czas, aby podzielić się swoją wiedzą o sztuce i warsztatem mozaikarskim z nieuświadomymi w tej dziedzinie rodakami (a głównie rodaczkami). Wystarczył mi rzut oka na jej stronę internetową i już wiedziałam, że „też tak chcę”.
Po pierwsze: monochromy. Tłuczone filiżanki z porcelany tylko z nazwy przypominają koszmarne dekoracje ścian w komunistycznej Polsce (a z tym, obok kościołów, kojarzyło mi się wcześniej słowo „mozaika”).
Paulina z kawałków porcelany tworzy światy absolutnie przepiękne, podwodne i podniebne królestwa, po których można wędrować bez końca – zawracać, przyglądać się im z innego miejsca i nigdy się nie nudzić.
Po drugie: drapieżność. Nie umiem znaleźć słowa, które lepiej opisywałoby to, że prace Pauliny to prace „z pazurem”. Widać go czasem w kolorach i formach tesser, a czasem w fakturze prac.
Po trzecie: poczucie humoru. Nie jestem krytykiem sztuki, więc mogę się pouśmiechać się do dzbanków, z których nic się nie wylewa, albo do wieżowców w formalinie. Mam nadzieję, że artystka też się uśmiechała pracując nad nimi.
A wracając do warsztatów w Sztukarni: energia Pauliny jest w stanie obudzić najbardziej susłowatą kreatywność śpiącą w KAŻDYM. Paulinowy (paulininy?) entuzjazm i ciekawość świata widać nie tylko w jej pracach, ale można się nimi zainspirować na warsztatach, które prowadzi. Paulina zaraża optymizmem, a ponadto chce i umie dzielić się wiedzą. A jest to wcale nieoczywista cecha instruktorów zajęć artystycznych, za którą będę jej zawsze wdzięczna.
Zdjęcia pochodzą ze strony www.paulina-okurowska.com i udostępniam je za zgodą Artystki.