Oto trzy przyczyny główne, kolejność przypadkowa:
1. Tworzenie mozaiki mnie uspokaja. Kiedy koncentruję się na cięciu i układaniu fragmentów mozaiki, relaksuję się i oddalam od wszelkich złych myśli. Mozaikowanie to takie małe misterium, forma medytacji czy treningu uważności. Jestem tylko ja i tessery przekonujące mnie, którą powinnam wykorzystać w tym momencie. Tworzę mozaiki, kiedy jestem szczęśliwa, wtedy kleję od razu uśmiechnięta. Robię je też wtedy, kiedy jestem bardzo smutna – wtedy smutek po prostu odpływa, nie ma na niego miejsca i … też się za chwilę uśmiecham. A czasem, kiedy zaczynam je robić, jestem zła. Po 5 minutach cięcia tesser nie pamiętam zazwyczaj, na kogo lub na co.
Ostatnio podczas dwudziestoosobowych warsztatów z pewną nawykłą do rękodzieła grupą usłyszałam od jednej z uczestniczek: „zazwyczaj jest tu straszny rozgardiasz, a przy tej mozaice taka miła cisza”. No właśnie, mozaika zaprasza do skupienia i spokoju…
2. Dzięki mozaikom odkryłam, że nie jestem aż tak plastycznie niezdolna, jak mi się zawsze wydawało. Moja kreatywność (niekiedy wybujała;)) nigdy nie dotyczyła sztuk plastycznych. Aż tu nagle, jako dorosły człowiek odkryłam, że mogę coś ciekawego stworzyć i nie muszę w tym celu być Rembrandtem. W podstawówce nie umiałam narysować ziemniaka. A teraz robię rzeczy, które czasem różne osoby chcą mieć u siebie w domu, na które chcą codziennie patrzeć.
Umiejętność rysowania nie jest niezbędna do tworzenia mozaiki, chociaż pomaga bardzo na etapie projektu. Na szczęście rysowania można się nauczyć, co od paru miesięcy z sukcesami na sobie ćwiczę. A jak ktoś nie chce rysować, to zawsze może zapytać Googla, jak wygląda gremlin i go przerysować:
3. Trzeci powód – mogę podarować własnoręcznie zrobioną rzecz osobom, które (co najmniej:)) lubię. Jeśli przygotowuję jakąś pracę na specjalne życzenie moich przyjaciół, oni sami mogą wybrać kolorystykę. Nie wiem, czy wyjmują te patery, ramki, tacki i obrazki tylko wtedy, jak ich odwiedzam, czy też naprawdę z nich korzystają, ale bardzo przyjemnie jest widzieć swoje „dzieło” wyeksponowane w charakterze sztuki użytkowej:
Jednym słowem, same plusy. A co Wam, drodzy Czytelnicy, podoba się najbardziej w tworzeniu mozaiki?
Mozaika to dla mnie coś mistycznego. Zaczęło się jeszcze przed pierwszą przygodą ze studiami. Podczas The Tall Ships Races 2009 w czasie wolnym, wraz z koleżanką udałem się do Soboru Zmartwychwstania Pańskiego w Sankt Petersburgu. Gdy go opuszczałem aparat fotograficzny miał pełną kartę. Mozaiki mnie oczarowały. Później była archeologia. Zgłębianie wiedzy o starożytnym świecie i sztuce – w tym o mozaikach. Zawsze była to dla mnie sfera sacrum. Później trafiłem na ten blog… Spróbowałem. Teraz zakładam warsztat i bloga „Manufaktura Żywioły”. Mam w sercu dość odwagi by żyć z witraży, mozaik i kilku innych szalonych rzeczy. Robienie mozaik to magia, o której wcześniej myślałem, że jest przeznaczona tylko dla wybranych. A najcudowniejszy w tym jest dostrzegalny od razu postęp, oraz to niezwykłe skupienie 🙂
Dzięki wielkie za te piękne słowa, tak bardzo rezonujące z moimi odczuciami. Cieszę się, że pojawił się kolejny pasjonat sztuki mozaiki i trzymam kciuki za „Manufakturę Żywioły” – kolejnego sprzymierzeńca w pokazywaniu, jak piękna jest mozaika i prezentowaniu kolejnej jej twarzy. Michał, gdybyś chciał pochwalić się swoimi pracami i napisać coś więcej o sobie i swoich artystycznych podróżach- zapraszam w gościnne progi Mozaikowania. Pozdrawiam! Ewa